Autor |
Evik
Administrator
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Sietesz Płeć: Kobieta
Pią 22:07, 18 Cze 2010 PRZENIESIONY Śro 2:28, 07 Lip 2010
|
|
Wiadomość |
Z pamiętnika początkującego strażaka
|
  |
|
Dzień 1.
Postanowiłem zapisać się do OSP. Prezes powiedział - nie ma sprawy. Przyniosłem wpisową flaszkę. Pierwsze szkolenie mam zaliczone.
Dzień 2.
Nowi koledzy tłumaczą mi działanie podstawowych urządzeń używanych podczas akcji. Popijamy przy tym wódeczkę. Zimniutka - chłodzenie wódki w zbiorniku Jelcza to świetny pomysł!
Dzień 3.
Moje pierwsze manewry. Dowiedziałem się, że wąż trzeba trzymać oburącz i z pomocą kolegi. Na pamiątkę została mi pręga na plecach, podbite oko i potargane spodnie.
Dzień 4.
W nocy poszliśmy testować nową pompę. Jest świetna! W ciągu 2 godzin wypompowaliśmy cały staw rybny. Wziąłem do domu 3 reklamówki karpi.
Dzień 5.
Dostaliśmy wezwanie na pobliski staw rybny. Cała woda zeszła do pobliskiej rzeczki, razem z rybami. Gospodarz jest załamany. Cóż, trudno. Przynajmniej zalaliśmy mu ten stawek przy pomocy naszej nowej pompy. Jest rewelacyjna, w dwie godziny było po robocie!
Dzień 6.
Rozruch samochodów. Jelcz wyjechał. Z Żukiem było gorzej - rozładował się akumulator.
Dzień 7.
Naczelnik przywiózł prostownik z domu. Okazało się że jednak akumulator był dobry - to rozrusznik szlag trafił. Na szczęście Grzesio ma brata w wojsku, który obiecał, że załatwi taki rozrusznik...
Dzień 8.
Pożar trawy. Pali się ze 200 metrów. Bierzemy tłumice w dłoń i hajda! Maćko na dzień dobry wyrżnął orła na jakiejś kępie trawy ale szybko się pozbierał. Zgasiliśmy to raz-dwa. Oczywiście, żeby od nadmiaru ognia się nie odwodnić, odbezpieczyliśmy, jeszcze w samochodzie, flaszkę.
Dzień 9.
Spokojny dzień. Z nudów zabraliśmy się za testowanie aparatów powietrznych. Na początek udało mi się rozwalić manometr (nigdy nie należy machać manometrem jak lassem). Grzesio po założeniu maski, podpiął się do butli i zaczął się jakoś dziwnie słaniać... Dopiero prezes uświadomił go, że warto by jeszcze zawór odkręcić. Marian okazał się za chudy i po założeniu butli wywalił się, a Maciek jakimś cudem założył maskę „do góry nogami”.
Dzień 10.
Brat Grześka załatwił rozrusznik do Żuka. Po zamontowaniu auto ruszyło! Znowu mamy 2 sprawne wozy.
Dzień 11.
Jednak mamy tylko 1 sprawny wóz. Wszystko przez kota który wtargnął do garażu. Zainstalował się pod Żukiem i nie chciał wyleźć. Celem wypłoszenia bestyji, Maciek założył maskę z aparatu powietrznego. Głupie kocisko, zgodnie z przewidywaniami, wystraszyło się, jednak podczas ucieczki walnął łbem o tłumik w którym teraz zionie wielka, gustowna dziura. Trzeba zorganizować nowy tłumik i maskę do aparatu powietrznego, bo Maciek – sierota jedna – potknął się na progu garażu i rozwalił szybkę w masce. Znowu koszty...
Dzień 12.
Pożar. Pali się 100 metrów nasypu kolejowego. Ciężka akcja bo jak podkłady zaczynają się tlić to dymu od cholery, a i gasi się to ciężko. Na domiar złego nasyp jakiś cwaniak zabezpieczył od drogi płotem i trzema liniami drutu kolczastego. Oczywiście z braku jakichkolwiek nożyc do drutu przeszliśmy nad tym drutem. Efekt: 5 ludzi z ranami szarpanymi rąk i ud, 7 zniszczonych kurtek, 8 par spodni do połatania, przedziurawiony wąż i kompletnie niezdolny do użytku Czesiek którego położyliśmy na drucie żeby sobie krzywdy nie zrobić.
Dzień 13.
Impreza na remizie. Prezes zabezpieczył w budżecie pewną kwotę na „fundusz reprezentacyjny”. Wszyscy przyszli po cywilu, wraz z małżonkami/ dziewczynami/ kogo tam mają. W Jelczu już chłodzi się kilkanaście butelczyn, ktoś przyniósł sałatki, ktoś takie tam małe kartofelki...
Okazało się że takie imprezy też mogą wiele nauczyć. Wojtuś na przykład, nauczył się, że jeżeli włoży do nosa fasolkę to ona wcale nie wyjdzie uchem. Ba, ona wcale nie wyjdzie bez pomocy chirurgicznej.
Dzień 14.
Mimo ostrego syndromu dnia poprzedniego, odwiedziliśmy Wojtka w szpitalu. Jutro mają go wypisać. Korzystając z okazji, kierowcy Jacek i Grzesiek, urządzili sobie wyścig na wózkach inwalidzkich.
Dzień 15.
Znów jesteśmy w szpitalu w odwiedzinach, tym razem u Jacka i Grześka. Jacuś leży na urazówce bo zjechał na tym wózku ze schodów i trochę go poturbowało, Grzesio zaś na pooperacyjnej bo dał się złapać i wycięli mu wyrostek.
Dzień 16.
Pojechaliśmy zawiesić transparent przy drodze z okazji Dni Naszej Wsi. Zobaczyłem jak sprawia się drabiny (bo drabiny „sprawia się”, a nie „składa” czy „przygotowuje” . Więc sprawiliśmy tę drabinę, zabezpieczyliśmy Cześka poprzez przywiązanie go liną za pas i przewieszenie liny na gałęzi drzewa. Wlazł. Drabina się osunęła, ale zabezpieczenie zadziałało. Zawisł bezpiecznie na wysokości 3 metrów. Niestety w drabinie strzeliły zapadki trzymające przęsła razem, przez co Czesio mógł podziwiać panoramę Naszej Wsi przez godzinę, która upłynęła przed przyjazdem sąsiedniej jednostki.
Dzień 17.
Dostaliśmy zawiadomienie, że w lasku niedaleko torów kolejowych widać czarny dym. Pojechaliśmy. Rzeczywiście – dym. Jedziemy w jego kierunku, ale dym... oddala się! Cud? Nie. Lokomotywa...
.
.
.
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Evik dnia Pią 22:09, 18 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|